15 kwietnia 2017

Liga Mistrzów- podsumowanie pierwszych spotkań ćwierćfinałowych



Gdy w ostatnich dniach ujrzymy słowo Borussia, kojarzy nam się ono z zamachem terrorystycznym. Drużynę, która jechała autokarem na mecz spotkało nieszczęście. W drodze na stadion nastąpiła eksplozja trzech bomb, które uszkodziły dwie opancerzone szyby. Materiały znajdujące się w żywopłocie prawdopodobnie ukryli islamscy zamachowcy. Nikomu nic poważniejszego się nie stało. Jedyny który ucierpiał, a więc Marc Bartra, trafił do szpitala z urazem ręki. Do wyjęcia odłamków szkła konieczna była operacja. Zabieg zakończył się sukcesem, Hiszpana czeka teraz miesiąc przerwy w grze. Takie dramatyczne wydarzenia powodują u nas wyrazy współczucia.
Mecz Borussia Dortmund - Monaco w ramach ćwierćfinału Ligi Mistrzów odbył się następnego dnia. Pierwsze starcie zakończyło się klapą dla BVB- 0:2 do przerwy i ani jednego celnego uderzenia na bramkę gości. W 16. minucie Sokratis sfaulował w polu karnym Kyliana Mbappe, nie pozostawiając sędziemu innego wyjścia niż wskazanie na jedenasty metr. Jednakże z wapna pomylił się Fabinho. Po chwili Monaco postawiło na swoim, a konkretniej zrobił to aktywny Mbappe. W 35. minucie Sven Bender zaskoczył własnego bramkarza i koszmar żółto- czarnych trwał. Kryzys przerwał Ousmane Dembele dwanaście minut po przerwie, zdobywając kontaktową bramkę. W 79. minucie ponownie trafił Mbappe, wykorzystując fatalny błąd w obronie Łukasza Piszczka. Ostatnie słowo należało do Shinjiego Kagawy, który dał nadzieję gospodarzom na korzystny rezultat w przyszłym tygodniu.
Podsumowując błysk gwiazdy wieczoru, a więc Kyliana Mbappe, tego dnia był po prostu bezlitosny. Niebawem walkę o niego stoczą największe europejskie kluby.
Wracając do spotkania, jak przyznał Kamil Glik, widział po Łukaszu Piszczku brak ochoty do gry, co nie może nas dziwić. Po przegranym meczu 2:3, menadżer gospodarzy Thomas Tuchel wypowiedział się na konferencji prasowej o sytuacji jaka zastała jego ekipę. Miał on również pretensje do władz UEFY o rozegranie spotkania dzień po eksplozji materiałów wybuchowych na trasie jaką jego drużyna musiała pokonać na Signal Iduna Park. Według mnie pretensje były w pełni uzasadnione.
Nach dem Spiel, ist vor dem Spiel (koniec jednego meczu jest zarazem początkiem następnego) - mawiał niegdyś Sepp Herberger, legendarny trener mistrzów świata z 1954 roku. Niemcy niespodziewanie triumfowali wtedy 3:2 nad złotą jedenastką Węgrów. Słynął on z powiedzonek w stylu Kazimierza Górskiego. Myślę, że powyższy cytat odzwierciedla w jaki sposób zawodnicy z Westfalii powinni podejść do starcia rewanżowego. Najważniejsze aby wyczyścili głowy i w pełni skupieni wyłącznie na futbolu rozegrali popisowe dziewięćdziesiąt minut na Stade Louis II.

Tego samego dnia, w którym do rywalizacji mieli przystąpić podopieczni Tuchela oraz Leonardo Jardima, w szranki stanęły ekipy Juventusu i Barcelony. Wydawało się, że będzie to bardzo wyrównane spotkanie. Nic bardziej mylnego. Dwa gole Dybali przesądziły o wygranej turyńczyków 3:0. Bramka Giorgio Chielliniego w drugiej połowie stanowiła dla Blaugrany gwóźdź do trumny. W poprzedniej rundzie Barca przegrała w Paryżu 0:4, a mimo to odrobiła straty pokonując PSG 6:1 u siebie. Wtedy na udaną remontadę dawałem jakieś siedem procent szans, teraz daję dziesięć. Niby niewiele więcej, ale szanse mimo wszystko są znikome. Obrona Juve słynie z twardej gry i moim zdaniem to najlepsza defensywa w Europie.

Kolejną skałę w obronie tworzy blok defensywny Atletico Madryt. To doprawdy fenomen jakich wielkich bramkarzy potrafi wykreować ten hiszpański klub. Począwszy od Davida de Gei, przez Thibaulta Courtoisa, a skończywszy na Janie Oblaku. Między innymi dzięki wychowywaniu świetnych golkiperów, którzy ratują zespół w opresji, dokonał się niesamowity postęp Atletico na przestrzeni ostatnich pięciu lat. To przecież czwarty rok z rzędu kiedy Los Colchoneros meldują się w ćwierćfinale Champions League. Jak wiemy w 2014 oraz 2016 roku ulegli w finale Realowi Madryt w dramatycznych okolicznościach. Tym razem w fazie pucharowej trafili na sensacyjnego mistrza Anglii, Leicester City. Hiszpanom udało się wypracować zaliczkę przed rewanżem na King Power Stadium. Gol Antoine'a Griezmanna z rzutu karnego pozwala z nadzieją jechać na terytorium Lisów, które zapewne będą dążyły do odrobienia strat. W tej parze naprawdę jeszcze nic nie jest rozstrzygnięte.

Natomiast jeśli chodzi o ostatnią już parę Bayern Monachium - Real Madryt, to Królewscy mogą czuć się półfinalistami w siedemdziesięciu procentach. Bawarczycy bez Roberta Lewandowskiego nie byli w stanie nic wskórać. Świadczy o tym niewykorzystany rzut karny Arturo Vidala pod koniec pierwszej połowy. Przy stanie 1:0 dla gospodarzy, Chilijczyk chybił z jedenastki i to się zemściło. Dodatkowo za drugą żółtą kartkę z boiska wyleciał Javi Martinez. Dwa trafienia Cristiano Ronaldo wybitnie pomogły Realowi osiągnąć cenny wynik 2:1. Jest on pierwszym zawodnikiem w historii, który osiągnął sto goli w rozgrywkach UEFA. Jednak w bieżącej edycji były to jego trafienia dopiero numer trzy i cztery. Przewodzący w tej klasyfikacji Leo Messi ma ich na koncie jedenaście.



Do bramki Bayernu po kontuzji wrócił Manuel Neuer i tradycyjnie zaprezentował wysoki poziom. Niestety Lewandowski oraz Mats Hummels nie odzyskali sprawności, w związku z czym lekarze nie dali zielonego światła na ich występ. Nie wiadomo też czy nie będą wykluczeni z rewanżowej potyczki na Santiago Bernabeu. Przypomnę, że kapitan reprezentacji Polski w miniony weekend nieszczęśliwie upadł na bark w prestiżowym spotkaniu z Borussią Dortmund. Monachijczycy pewnie ograli rywali 4:1, a Robert popisał się kapitalnym strzałem z rzutu wolnego. Później jako sam poszkodowany wykorzystał jedenastkę i zgłosił niedyspozycję Carlo Ancelottiemu, który dokonał zmiany. Lewy w tą sobotę i tak nie mógłby zagrać na wyjeździe z Bayerem Leverkusen, ponieważ pauzuje za uzbieranie pięciu żółtych kartoników. Jednakże w piątek trenował indywidualnie na boisku i zrobił kolejny krok w kierunku odzyskania formy. Ryzyko zbyt szybkiego powrotu i pogłębienia się urazu jest zbyt duże, ale kto nie ryzykuje ten szampana nie pije... Zwłaszcza jeśli gra toczy się o taką stawkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz