16 grudnia 2015

Historie (nie)zapomnianych klubów - Pogoń Lwów

Początki

We wrześniu 1899 roku, pracy w roli nauczyciela gimnastyki we lwowskim IV Gimnazjum podjął się Eugeniusz Piasecki. Starał się przekonać swoich podopiecznych do coraz to popularniejszej dyscypliny, jaką stawał się futbol. Już w grudniu utworzył pierwsze uczniowskie drużyny piłkarskie, które na wiosnę między sobą zaczęły rozgrywać mecze oraz turnieje. W 1904 roku drużyny uczniowskie przyjęły oficjalną nazwę: Klub Gimnastyczno - Sportowy IV-ego Gimnazjum. Zgodnie z nową nazwą, klub zrzeszono w ramach Towarzystwa Zabaw Ludu i Młodzieży. Był to wówczas trzeci polski zespół, w którym uprawiano piłkę nożną (po Lechii i Czarnych, czyli innych lwowskich klubach). W 1907 roku dwaj członkowie Pogoni, Karol Szajdej i Stanisław Polakiewicz dowiedzieli się z zagranicznego pisma o niebiesko-czerwonych kolorach czołowego wówczas angielskiego klubu, Evertonu F.C. z Liverpoolu. Wzorując się na najlepszych przyjęto te barwy, dodając jednocześnie kolor biały. Lwowski Klub Sportowy współdziałał przy założeniu Związku Polskiego Piłki Nożnej 25 czerwca 1911 roku. Działalność utworzyły Pogoń i Czarni Lwów, wsparte przez Cracovię i RKS Kraków. Pogoń była także współzałożycielem Polskiego Związku Piłki Nożnej (1919 r.) oraz Ligi Piłki Nożnej (1926 r.). W 1913 r. ZPPN zrzeszał aż 24 drużyny i działał do czasu wybuchu I wojny światowej. Jego prezesami byli Stanisław Kopernicki, Ludwik Żeleński oraz Ludwik Christelbauer.
Natomiast filią Pogoni w latach 1909- 1914 był JKS Jarosław, funkcjonujący pod nazwą Pogoń Jarosław. Pogoniarze są jednym z dwóch zespołów, które nigdy nie spadły z Ekstraklasy. Obok nich takim sukcesem może pochwalić się tylko Warszawianka, której sekcje piłkarskie zostały zlikwidowane w 1975 roku.

Obiekt

Jeden z najbardziej utytułowanych przedwojennych polskich klubów swoje mecze rozgrywał na stadionie koło Parku Kilińskiego we Lwowie. Budowę zainicjowano dzięki pomocy głównego sponsora, Ludwika Kuchara. Obiekt został oddany do użytku 1 maja 1913 roku, a jego pojemność wynosiła 10 tysięcy miejsc. Inauguracyjnym starciem było spotkanie z Cracovią, w którym to w barwach gospodarzy zadebiutował Wacław Kuchar, późniejsza legenda klubu i całego polskiego sportu. Zawodnik grający w barwach Pogoni w latach 1912- 1935, tuż po ukończeniu studiów na Politechnice Lwowskiej został wcielony do wojska austriackiego w 1915 roku. Jako ochotnik w stopniu podporucznika został przyjęty do Wojska Polskiego w listopadzie 1918 roku. Awansował na szczebel porucznika, a za udział w heroicznych walkach w obronie Polski i Lwowa, odznaczono go pięcioma Krzyżami za zasługi. Myślę, że krótka wzmianka historyczna o ikonie czterokrotnych mistrzów Polski jest jak najbardziej słuszna. Wielu zawodników Pogoni od listopada 1918 roku walczyło w wojnie polsko-ukraińskiej. Na liście sportowców, którzy oddali życie w walce o niepodległość znajduje się 57 członków LKS Pogoń. Co do stadionu, to od momentu powstania do 1938 r. nazywano go Stadionem za Rogatką Stryjską. 30 października 1938 r. oficjalnie nadano mu imię Marszałka Polski Edwarda Śmigłego- Rydza.
Poniżej zdjęcie Wacława Kuchara.


Powojenne zmiany

W maju tego samego roku Związek Polskich Związków Sportowych przyznał Pogoni tytuł najlepszego i najbardziej zasłużonego klubu w Polsce. Powołano w nim także inne sekcje, jak tenis ziemny (1909 r.) i stołowy (1930 r.), łucznictwo (1932 r.), saneczkarstwo (1908 r.) czy kajakarstwo (1932 r.). Po wojnie, Polacy ze wschodnich ziem zabranych znaleźli się wśród animatorów piłki nożnej na ziemiach zachodnich. W oparciu o byłych piłkarzy Pogoni odtworzono w Bytomiu, gdzie osiedliło się wielu lwowiaków- Polonię. Zespół przyjął niebiesko-czerwone barwy, a na cześć zawodników Pogoni Lwów zrobiły to również drużyny- Pogoni Szczecin, Piasta Gliwice, Odry Wodzisław oraz Odry Opole. Pogoń przestała istnieć...

Odbudowa

W styczniu 2009 r., dzięki staraniom młodych Polaków mieszkających i studiujących we Lwowie, klub został reaktywowany. Pomoc okazał Konsulat RP we Lwowie oraz Fundacja ,,Semper Fidelis", która przekazała dotację na działalność. Drużynie pomagało też istniejące już wcześniej Stowarzyszenie Sympatyków LKS Pogoń Lwów (SSPL). Na czas spotkań zaczęto wynajmować boisko Dynama Lwów, przy ulicy Janewa 10.W 2010 roku sponsorami klubu zostały firmy PZU Ukraina oraz Fabryka Farb i Lakierów Śnieżka. Pogoń wystartowała w rozgrywkach ligi okręgowej obwodu lwowskiego. Wygrała w nich i awansowała do Wyższej Ligi Obwodowej, czyli na piąty szczebel. Przez kilka lat wykreowała się współpraca z kilkoma ekipami: Chrobrym Głogów, Polonią Przemyśl, Barciczanką Barcice czy Legią Warszawa. Od stycznia br. sponsorem zespołu jest Agencja Pracy OTTO. Sezon 2015 pierwsza drużyna Pogoni zakończyła na dziewiątym, przedostatnim miejscu w IV lidze. Od 2009 roku prezesem jest Marek Horbań. Od 2012 roku pierwszym szkoleniowcem jest Ukrainiec Konstantyn Lemiszko. Również od tamtej pory stroje pierwszej drużynie dostarcza firma Colo, natomiast juniorom hiszpańska Joma. Oczywiście niezmiennie kolory obowiązujące to biały, czerwony i niebieski.
Tym samym kończę swoją opowieść o przedwojennym czterokrotnym Mistrzu Polski. Osobiście trzymam kciuki za odbudowanie tego utytułowanego klubu i życzę samych sukcesów!



Wyniki ze wszystkich sezonów Pogoni Lwów
  • 1904: powstanie klubu
  • 1912: zdobycie miana drużyny pierwszej klasy
  • 1913: 3. miejsce w mistrzostwach Galicji
  • 1914: 3. miejsce w niedokończonych mistrzostwach Galicji
  • 1920: 1. miejsce w niedokończonych mistrzostwach Lwowa
  • 1921: 1. miejsce w mistrzostwach Lwowa. 4. miejsce w mistrzostwach Polski
  • 1922: 1. miejsce w mistrzostwach Lwowa. Mistrzostwo Polski
  • 1923: 1. miejsce w mistrzostwach Lwowa. Mistrzostwo Polski
  • 1924: 1. miejsce w mistrzostwach Lwowa
  • 1925Mistrzostwo Polski
  • 1926: 1. miejsce w mistrzostwach Lwowa. Mistrzostwo Polski
  • 1927: 4. miejsce w Lidze
  • 1928: 6. miejsce w Lidze
  • 1929: 9. miejsce w Lidze
  • 1930: 7. miejsce w Lidze
  • 1931: 4. miejsce w Lidze
  • 1932: 2. miejsce w Lidze
  • 1933: 1. miejsce w grupie wschodniej, 2. miejsce w grupie mistrzowskiej Ligi
  • 1934: 6. miejsce w Lidze
  • 1935: 2. miejsce w Lidze
  • 1936: 6. miejsce w Lidze
  • 1937: 6. miejsce w Lidze
  • 1938: 5. miejsce w Lidze
  • 1939: 3. miejsce w niedokończonej Lidze
  • 2010: 1. miejsce w II lidze regionalnej obwodu lwowskiego (VI liga krajowa)
  • 2011: 7. miejsce w Wyższej Lidze obwodu lwowskiego (V liga krajowa)
  • 2012: 7. miejsce w Premier Lidze obwodu lwowskiego (IV liga krajowa)
  • 2013: 9. miejsce w Premier Lidze obwodu lwowskiego (IV liga krajowa)
  • 2014: 10. miejsce w Premier Lidze obwodu lwowskiego (IV liga krajowa)
  • 2015: 9. miejsce w Premier Lidze obwodu lwowskiego (IV liga krajowa)

01 grudnia 2015

Wspomnień czar- MŚ w Niemczech 1974...



Najlepszy i zarazem mój ulubiony turniej piłkarski, z udziałem naszej reprezentacji to Mistrzostwa Świata, które odbyły się w 1974 roku w Niemczech. Wiążą się z nim same miłe wspomnienia. Choć jeszcze wtedy nie było mnie na świecie, to w wieku dziewięciu lat byłem świadomy tego, co nasi kopacze zdziałali podczas swojego drugiego uczestnictwa w najważniejszych rozgrywkach globalnych. Skróty meczów pełnych emocji, wywołanych przez ś.p. Jana Ciszewskiego, obejrzałem po raz pierwszy podczas Euro 2004 odbywającego się w Portugalii. Byłem pod ogromnym wrażeniem poziomu zaprezentowanego przez Orłów Górskiego. Zacznijmy jednak od początku...

Amerykańskie tournee


42 lata temu ligowe rozgrywki krajowe dobiegły końca. Po zdobyciu rok wcześniej złotego medalu olimpijskiego w Monachium, amerykańska Polonia koniecznie chciała zobaczyć na własne oczy bohaterów tamtego turnieju. W czasie letniej przerwy reprezentacja Polski udała się więc na kilkunastodniową podróż za Ocean Atlantycki. Trener Kazimierz Górski nie mógł zabrać trzech poważnie kontuzjowanych graczy- Włodzimierz Lubańskiego, Zygmunta Anczoka oraz Jerzego Kraski. Swoją szansę otrzymali debiutanci: dwaj Andrzejowie, Drozdowski oraz Szarmach. Diabeł podczas pierwszego spotkania wyjazdowego zanotował debiut, który zapoczątkował jego wielką karierę na arenie międzynarodowej. 1 sierpnia 1973 roku nasz zespół pokonał w Toronto 3:1 Kanadę. Dwa gole strzelił Robert Gadocha, a jednego dołożył Jerzy Gorgoń. Ten to miał kopyto! Jednak mecz znaczył dużo więcej z innego powodu. Pierwszy raz kapitańską opaskę założył Kazimierz Deyna, który z krótkimi przerwami miał pełnić tę funkcję przez 5 lat. Dwa dni później w Chicago Polacy wygrali 1:0 ze Stanami Zjednoczonymi po golu Henryka Kasperczaka. Natomiast 5 sierpnia ograliśmy Meksyk, ponownie 1:0, tym razem po bramce Gorgonia. Mecz odbył się w Los Angeles, a po trzech dniach nastąpił kolejny, w meksykańskim Monterrey. Biało-czerwoni zwyciężyli gospodarzy 2:1, po bramkach Gorgonia i Gadochy. 10 sierpnia w San Francisco pokonali Amerykanów 4:0, dwa gole strzelił Kazimierz Kmiecik, a po jednym Szarmach i Zenon Kasztelan. Ostatni mecz międzypaństwowy podczas tego pobytu nasi rozegrali 12 sierpnia w New Britain, gdzie niespodziewanie ulegli 0:1 drużynie gospodarzy. 
Ten wyjazd wyjaśnił Górskiemu kilka spraw personalnych. Przede wszystkim z kadrą narodową pożegnał się rezerwowy bramkarz Marian Szeja oraz prawoskrzydłowy Jan Banaś. Żadnego oficjalnego meczu w pierwszej reprezentacji nie zagrali już u niego Drozdowski, Kasztelan, a także Krzysztof Rześny. Okazało się również, że na tą chwilę Jan Domarski przewyższał umiejętnościami Szarmacha, którego czas miał nadejść w Mistrzostwach Świata 74'. 
Kadra nie wróciła zza oceanu prosto do Warszawy, ponieważ miała jeszcze zakontraktowany mecz z Bułgarią w Warnie. Widząc luki w składzie selekcjoner wezwał trzech piłkarzy. I to jeden z nich zdobył obie bramki w wygranym 2:0 meczu, który odbył się 19 sierpnia 1973 roku. Napastnik Stali Mielec, Grzegorz Lato błysnął nad Morzem Czarnym kapitalną formą. Właśnie tak hartowała się drużyna przed decydującą batalią z Anglią w Londynie, która miała zadecydować o tym czy awansujemy na MŚ. Po remisie 1:1 na Wembley ta sztuka udała się naszym kadrowiczom, a po latach możemy wspominać niefortunną interwencję Petera Shiltona przy strzale Domarskiego oraz wyśmienicie dysponowanego tamtego dnia Jana Tomaszewskiego. Wtedy w Londynie zagrało dziesięciu uczestników eskapady do Ameryki Północnej oraz Lato. Tournee zakończyło się powodzeniem, owoce tego wyjazdu miały zostać zebrane następnego roku...


Trzech muszkieterów


Trzon sztabu szkoleniowego stanowili Kazimierz Górski oraz jego asystenci- Jacek Gmoch i Andrzej Strejlau. Ten ostatni poznał selekcjonera w 1964 roku, gdy ściągnął go do Gwardii Warszawa. Paskudna kontuzja pokrzyżowała jednak plany Strejlauowi, którego dzisiaj możemy oglądać na antenie TVP występującego w roli eksperta.
-Kazimierz był wizjonerem, doskonałym analitykiem, miał wyczucie, które pozwalało mu bardzo rzadko się mylić. Dla mnie Kazio był człowiekiem Wschodu, lwowiakiem, a ludzie stamtąd najczęściej obdarzeni są cechami charakteru najbardziej pożądanymi. On niesamowicie kochał ludzi, a przy okazji traktował ich niebywale poważnie. Kazimierz był mistrzem w wygłaszaniu treści oczywistych. Piłka jest okrągła, bramki są dwie, można wygrać, przegrać i zremisować. To niby banał, ale ważne jednak, jak te treści się głosi, w jakich okolicznościach i do kogo. Zawsze miał poczucie, że wszystko co się robi, można zrobić jeszcze lepiej. Ale jego najwspanialszą cechą była umiejętność rozmawiania z ludźmi - tak wspomina legendarnego trenera, pan Andrzej Streajlau.
- Mnie zdumiewała jego nieprawdopodobna wręcz przenikliwość. To nie był człowiek, którego interesowały wyłącznie trening i mecz od pierwszej do ostatniej minuty. On nami żył, my żyliśmy nim. Z dobrym skutkiem dla wszystkich. Wystarczyło, że jednemu z nas się dobitnie przyjrzał i już wiedział, co boli człowieka. Był geniuszem motywacji. Gdy któryś z nas pochwalił jakiegoś gracza z drużyny, z która mieliśmy się zmierzyć, od razu mówił, że to normalny przeciwnik. Może miał głośniejsze nazwisko, może rywale przed nim drżeli, ale nas to nie powinno obchodzić - uważa Zygmunt Maszczyk, jeden z podopiecznych Orłów Górskiego.
Ciekawostka. Co łączy trójkę trenerów? Każdy z nich, oprócz klubów polskich, prowadził również greckie. Górski oraz Gmoch byli autorami sukcesów zarówno Panathinaikosu Ateny, jak i Olympiacosu Pireus. Natomiast ścieżki życiowe Gmocha i Streajlaua, zaprowadziły obu w latach 80-tych na Nizinę Tesalską, do greckiej Larisy. Był w ich karierze trenerskiej piękny czas, w którym cała trójka podjęła się zadania wzniesienia polskiej reprezentacji na szczyt. I ta próba, co najważniejsze, powiodła im się.



MŚ 74'


16 zespołów zostało podzielonych na 4 grupy czterozespołowe. W rundzie zasadniczej mieliśmy zmierzyć się z Argentyną, Haiti, a także z Włochami. 15 czerwca 1974 w Stuttgarcie odbyło się pierwsze spotkanie. Oficjalna piłka mistrzostw Telstar, została ulokowana w bramce Argentyńczyków jako pierwsza. Najpierw w 7. minucie Grzegorz Lato, a za chwilę Andrzej Szarmach posłali dwa gongi Albicelestes. Ci złapali kontakt w 61. minucie, lecz już dwie minuty później odskoczyliśmy im, ponownie za sprawą Laty. W 67. minucie padła ostatnia bramka w meczu, w którym odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo. 
- To był fantastyczny mecz, a niemiecka prasa pisała, że w ogóle najlepszy we wstępnej fazie grupowej. Horror w sumie, bo Argentyna ani zamierzała się poddawać i goniła wynik. Wyszło z tego 3:2 dla nas. Jeśli wtedy ktoś mówił, że sprawiliśmy niespodziankę, to później musiał zmienić zdanie- tak opisuje zwycięstwo Maszczyk. 
Przyszła pora na egzotyczne zmagania z Haiti. Dodam tylko, że za wygraną dopisywało się jeszcze wtedy dwa oczka zamiast trzech. Okazały triumf 7:0 i pewny awans do następnej rundy. Strzelcy bramek- Lato 2, Deyna, Szarmach 3, Gorgoń. Włosi także zostali pozbawieni wszelkich złudzeń. Zagraliśmy wtedy dobrą piłkę, organizacja gry stała na wysokim poziomie. Ponownie Stuttgart okazał się być dla nas szczęśliwy. Piękna główka Szarmacha oraz piekielnie mocny strzał z dystansu Deyny oznaczały dla Włochów powrót do domu.



Warte wspomnienia są dwie historie z tego meczu. Pierwsza, gdy przy strzelonym golu Deynie pękł but i musiał zmienić go w przerwie spotkania. Druga rzuca cień na postawę Roberta Gadochy. Trzydzieści lat po mundialu ustalono, że Argentyńczycy postanowili zadbać o motywację Polaków przed meczem z Włochami. Wynegocjowali oni, że każdy zawodnik i dwaj trenerzy za zakładany awans do drugiej rundy, oddadzą Polakom po tysiąc dolarów ze swojej premii. W sumie 24 tysiące dolców. Do przekazania pieniędzy zobowiązał się Ruben Ayala, który sześć tysięcy miał przywłaszczyć sobie za fatygę. Sprawa wyszła na jaw, gdy po latach Lato i Ayala zetknęli się w jednym klubie.
Polacy ostatecznie skończyli rozgrywki grupowe na pierwszym miejscu z kompletem sześciu punktów. Następnie, trafili w drugiej rundzie do grupy ze Szwecją, Jugosławią i RFN. Mecz ze Szwedami był najgorszym podczas mistrzostw w naszym wykonaniu. Jednakże potrafiliśmy wygrać po golu Laty i zażegnać chwilowy kryzys. Piłkarze ze Skandynawii mieli rzut karny, jednak Jan Tomaszewski pewnie go wyłapał. Stuttgart po raz trzeci przyniósł szczęście. Dwa kolejne spotkania rozgrywaliśmy na Waldstadion we Frankfurcie nad Menem. Z Jugosławią zwyciężyliśmy 2:1, po bramkach Deyny z karnego oraz Laty. Wynik ten pozwalał nam myśleć o pierwszym miejscu, które oznaczało grę w wielkim finale w Monachium. Niemcom wystarczał remis. Warto podkreślić, że chodzi tutaj o RFN. Przed obaleniem muru berlińskiego istniał bowiem podział na Niemcy wschodnie i zachodnie. NRD odpadło na tym samym etapie co obrońcy tytułu, Brazylijczycy. Zakwalifikowali się oni jednak do małego finału- meczu o trzecie miejsce. My z kolei musieliśmy stawiać czoła gospodarzom, na murawie przesiąkniętej wodą. Świetnie zapowiadające się widowisko zepsuła pogoda. Fatalne warunki atmosferyczne umożliwiały przełożenie meczu, jednak austriacki sędzia nie zgodził się na to. Wydarzenie opisano w książce ,,Walka o Puchar Świata. W blasku Złotej Nike 1930- 1974": ,,O godzinie 15:15 zaczęła się na głównej płycie rozgrzewka obu drużyn i w tym samym momencie lunął deszcz. W ścianie wody nie sposób było odróżnić zawodników. Polacy wytrwale biegali po boisku, lecz w końcu dali za wygraną. Zaraz potem poszli w ich ślady zawodnicy RFN. Został tylko tłum 60 tysięcy widzów, nieczuły na nic, zastygły w nadziei, że lada chwila przestanie padać. Nie przestawało. Murawa przypominała jedno wielkie bajoro, źle drenowany stadion prawie w ogóle nie przyjmował wody." W końcu zapadła decyzja by grać. Byliśmy lepsi, jednak to Niemcy Wschodnie przeszły do finału, po bramce Gerda Mullera. Wcześniej Tomaszewski obronił jedenastkę wykonywaną przez Uliego Hoenessa. Tak na prawdę najlepszymi drużynami rozgrywek były Polska i Holandia, gdyż grały najatrakcyjniejszy futbol.



W finale pocieszenia ograliśmy w Monachium Brazylię 1:0. Cofając się wstecz do kronik, można przytoczyć festiwal strzelecki Polski i Brazylii podczas MŚ w 1938 roku. Spotkanie skończyło się wynikiem 6:5 dla Canarinhos, a prym w wykańczaniu akcji wiedli Leonidas, a także Ernst Wilmowski. Tymczasem w meczu o trzecią lokatę kolejnego gola do swojego dorobku dołożył Grzegorz Lato, zostając królem strzelców z siedmioma trafieniami. Triumf w całym turnieju odniosła Republika Federalnych Niemiec, wygrywając z Holandią 2:1.
Cała kampania zakończyła się sukcesem. Przed rozgrywkami na naszych piłkarzy nikt nie stawiał, a ci zaskoczyli cały piłkarski świat. Sukcesy w postaci dwóch medali olimpijskich oraz dwóch na Mistrzostwach Świata, wydają się być poza zasięgiem na długi czas. Klamrą należy spiąć okres 10-ciu lat, które były fantastyczne dla naszej reprezentacyjnej piłki. Mieliśmy niesamowite pokolenie piłkarzy grających na przestrzeni od 1972 do 1982 roku, a do tego wybitnych trenerów (Górski i Piechniczek). Jedyne co w życiu pozostaje to wspomnienia, a tych piłkarskich powinno być coraz więcej wraz z biegiem czasu. Na koniec pokażę Wam bezcenny dla mnie suwenir. Pamiątkę, która będzie dla mnie szczególna zawsze i nieraz odświeży mi pamięć znakomitej generacji.