20 listopada 2016

,,Niespełnione talenty - Robinho"



Dzisiejszy tekst zamierzam poświęcić wielkiemu brazylijskiego piłkarzowi. I nie chodzi tu wcale o Neymara czy Ronaldinho, który mógłby znaleźć się w niniejszym artykule. W końcu również i on stracił wiele z powodu afer pozaboiskowych. Postanowiłem napisać o gwiazdce wywodzącej się z Santosu. Jeśli chodzi o poziom i porównanie, ten zawodnik to taki Neymar sprzed dziesięciu lat. Ogrom talentu, który trafił z Brazylii do Hiszpanii. Wydawało się, że jest w stanie sięgnąć po najwyższe laury i na długo zagościć w czołówce najlepszych zawodników świata. Te rajdy wraz z przyspieszeniem, drybling i technika - potrafił czarować jak mało kto. A jednak przepadł, na schyłku kariery trafił do Atletico Mineiro. Rozrywkowy tryb życia, liczne balangi, dziewczyny, alkohol, imprezy. Połączenie Mario Balotellego i wspomnianego wyżej Ronniego. Róbson de Souza, po prostu Robinho. Zapraszam do lektury.
Urodził się 25 stycznia 1984 roku w São Vicente, w państwie produkującym wyśmienitych piłkarzy oraz kawę. W wieku sześciu lat dołączył do lokalnej drużyny dziecięcej Beira-Mar i już w pierwszym sezonie zdobył mistrzostwo. W 1993 r. zwrócił na siebie uwagę strzelając w lidze futsalu 73 gole dla zespołu Portuários. W 2002 roku dołączył do seniorskiego składu Santosu, który akurat zdobył mistrzostwo kraju. Dwa lata później został uznany za najlepszego zawodnika ligi, co przełożyło się na debiut w dorosłej reprezentacji Brazylii. Gra w jednym z najlepszych klubów brazylijskich przyniosła mu sławę. W końcu to on dołożył dużą cegiełkę do zdobycia dwóch tytułów mistrzowskich.
Zainteresowanie nim wzrastało. 31 lipca 2005 roku podpisał kontrakt z Realem Madryt, który przelał na konto Santosu 24 miliony euro. Wszystko toczyło się błyskawicznie. Droga na szczyt stanęła przed nim szerokim otworem. Już 28 sierpnia zadebiutował w barwach Królewskich. W spotkaniu z Cádiz wszedł na 20 minut i zagrał w rytmie samby, jak na latynosa przystało. W końcu trafił tu na swojego rodaka i zarazem świetnego fachowca, Vanderleia Luxemburgo oraz na wybitnych piłkarzy, Ronaldo i Roberto Carlosa. Przed sezonem do ekipy Galacticos dołączyli też Cicinho oraz Julio Baptista. W takim towarzystwie nie miał prawa na nic narzekać, jedynie co mógł to skupić się na aklimatyzacji w nowym otoczeniu. W pierwszym sezonie zaliczył 37 występów, w których zanotował 8 goli i 5 asyst. Trzeba pamiętać, że nie zawsze stanowił pierwszy wybór trenera. Mając za konkurentów Raúla czy Luísa Figo był raczej skazany na ławkę rezerwowych. Ale gdy już wchodził to grał koncerty i popisywał się sztuczkami, które miał opanowane do perfekcji.
https://youtu.be/C-Ud21Unqac 

Problemy zaczęły się, gdy stery Królewskich objął Fabio Capello. Zarzucił on młodej gwiazdce lenistwo, a bomba wybuchła. Brazylijczyk stanowił niezbędny element w układance, bo potrafił coś wnieść do gry wtedy gdy drużynie nie szło. Jednak jego tryb życia, który ewidentnie zakładał imprezowanie dał o sobie znać, tak samo jak zarzuty, że nie spędza wieczorów na regeneracji organizmu. Robinho nie wytrzymywał ciśnienia. Dochodziło do incydentów z jego udziałem, tak jak ten z Thomasem Gravesenem podczas jednego z treningów. U Włocha grywał rzadziej, słabsza forma nie była spowodowana dziełem przypadku. Regularnie przychodził na treningi w stanie wskazującym na spożywanie alkoholu. Wkrótce Capello na ławce trenerskiej zastąpił Bernd Schuster, więc wydawało się, że brazylijski skrzydłowy odżyje na nowo. Tak się jednak nie stało, zaczął sam podpisywać na siebie wyrok. Problemy narastały, nie do końca zdawał sobie sprawę dla jak wielkiego klubu gra.
W październiku 2007 roku rozkręcił imprezę o jakiej jeszcze długo mówiło się i w Hiszpanii, i w jego ojczyźnie. Po reprezentacyjnym meczu z Ekwadorem, Robinho wraz ze swoim kumplem od tańców Ronaldinho, zawładnęli jednym z najmodniejszych klubów w Rio de Janeiro. Panowie zaprosili całą drużynę, skołowali tyle dziewczyn, ile tylko pomieścił klub, a za wszystkie przyjemności płacić miała młoda gwiazdka Realu. Jego narzeczona siedziała w tym samym czasie w domu, będąc w piątym miesiącu ciąży. Świadczy to tylko o nieodpowiedzialności Robinho.
Problemy wychowawcze z zawodnikiem stanowiły problem dla działaczy, więc postanowiono się go pozbyć. O transfer mocno zabiegała Chelsea, która rozpoczęła nawet kampanię sprzedaży koszulek. Sęk w tym, że zarówno tą akcję jak i wypowiedzi o przyszłych kolegach oraz zachwalanie możliwości składu, można było wyrzucić do kosza. W ostatnim dniu letniego okienka transferowego w 2008 roku, Robinho trafił na Wyspy, ale do Manchesteru City. Kwota transakcji wyniosła 43 mln euro. Całkiem sporo, jak za kogoś kto zarywa noce. Oferta The Citizens kusiła finansowo, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Jestem bardzo ciekawy czy również zadajecie sobie to pytanie co ja, ile swojej pensji Robinho przeznaczył na imprezy, dziewczyny i alkohol?
Jego nawyki w Manchesterze wcale się nie zmieniły. Potrafił trenować i zarazem dobrze się bawić, spędzając czas poza boiskiem. O jednym z jego incydentów było naprawdę głośno. Po jednym z wieczorów w Leeds, gdzie bawił wówczas piłkarz, oskarżony został o to, że 14 stycznia 2009 roku miał próbować zgwałcić 18-letnią dziewczynę. Zawodnik trafił na komisariat, został przesłuchany, pobrano jego ślady DNA, ale ostatecznie oczyszczono go z zarzutów.
Wracając do piłki, pierwszy sezon w nowym zespole ponownie okazał się udany. Strzelił czternaście bramek, dołożył pięć asyst, a szejkowie z satysfakcją patrzyli na faceta, którego zakupili za grube petrodolary. Kolejny nie należał już do najlepszych, dziesięć występów bez gola. W związku z tym postanowiono wypożyczyć go do Santosu, a następnie wytransferować do Milanu, który wydał na niego 18 mln euro. W Mediolanie spotkał swojego kompana do baletów, czyli Ronaldinho. We dwoje tworzyli naprawdę znakomity duet, zarówno na murawie, jeśli tylko im się chciało i mieli na to siłę, a także na parkiecie. Pierwszy sezon znowu najlepszy, ponownie... czternaście bramek. Później zjazd, sześć goli, dwa i trzy. Wytrwał w europejskiej stolicy mody aż pięć lat i na pewno sowicie opłacił tamtejsze kluby. Krótko mówiąc, zostawił swoje.
Dalszy etap jego kariery to skok na kasę do Chin. W Guangzhou Evergrande spędził nieco ponad pół roku, skąd przeniósł się do ojczyzny. Tym razem wybrał Atletico Mineiro i spisuje się tam całkiem nieźle. W siedemnastu ligowych występach uzbierał dziewięć trafień i dorzucił cztery asysty. Oczywiście warto wspomnieć o kadrze narodowej, dla której zagrał 99 razy i strzelił 28 goli. Swoje ostatnie trafienie w narodowych barwach zanotował podczas zeszłorocznej edycji Copa América w meczu z Paragwajem.
Dwudziestego piątego stycznia będzie obchodzić trzydzieste trzecie urodziny. Zastanawiam się czy to już dojrzały mężczyzna, a może dalej dziecko, które potrzebuje się bawić? Przecież gdyby jego przebłyski szły w parze z poukładaną głową, mielibyśmy skrzydłowego klasy światowej. Nie zapominajmy, że i tak wiele osiągnął, a jego nazwisko zostanie zapamiętane w annałach futbolu. Pytanie tylko czy z tej dobrej czy z gorszej strony?